{:pl}Na początku Marca odbyłem samotną, tygodniową podróż na portugalską wyspę u wybrzeży Afryki –  Maderę.  W 6 dni odwiedziłem większość atrakcji, które uznałem za najciekawsze. Teraz chciałbym się podzielić moim planem, może ktoś go wykorzysta w swojej wyprawie.

Przedstawię tutaj także czasy jakie udało mi się osiągnąć w zwiedzaniu, tak aby było wiadomo ile czasu potrzeba na daną atrakcję. Podczas planowania uwzględniłem wschód i zachód słońca, kolejno: 7:30 i 19:05. 3- dni zwiedzałem przy pomocy wynajętego samochodu i 3 za pomocą komunikacji miejskiej – takie rozwiązanie wydaje mi się najlepsze w moim przypadku, bo zależało mi na czasie i podążania za planem który wcześniej nakreśliłem, Łapiąc stopa mógłbym się nie zmieścić w określonych czasach i nie zwiedzić wszystkiego czego chciałem, a wynajmując samochód na cały okres miałbym problem na szlakach górskich, które zaczynały i kończyły się w innych miejscach. Przed wyruszeniem na Levadę, lub szlak górski polecam sprawdzenie jego dostępności na stronie: www.visitmadeira.pt bo może się okazać, że został z jakichś powodów zamknięty.

Krótkie informacje ogólne

Większość szlaków jest po prowadzonych wzdłuż Levad – kanałów doprowadzających wodę z gór do miast na wybrzeżu. Wędrowanie wśród nich jest względnie bezpieczne, o ile trzymamy się wyznaczonych szlaków, choć nie polecam ufać bezgranicznie barkom, które mają już swoje lata. Waluta jaka obowiązuje na wyspie to Euro, a język to Portugalski, choć z powodu dużej atrakcyjności turystycznej wyspy, bez problemu można komunikować się w języku angielskim. Madeira jest nazywana wyspą wiecznej wiosny, gdyż średni temperatura wynosi około 20 stopni przez cały rok. Na wyspie występują 3 sezony turystyczne podczas których, ceny w hotelach, za wynajem samochód są droższe niż podczas normalnych terminów, są to: okres świąt Bożego Narodzenia i Nowego roku, Festiwal Kwiatów – w okolicach Kwietnia/Maja, oraz sezon wakacyjny, Czerwiec – Sierpień.

Dzień 1

Lot nr 7601 o godzinie 6:50 operowany przez linie EasyJet z malowniczej Lizbony, miasta odkrywców, to stąd niegdyś wypływali żeglarze w nieznane. Cena bardzo przystępna – 23€, tylko z bagażem podręcznym za który służył mi mój 40L plecak turystyczny. Lądowanie o 8:40 przebiegło bardzo sprawnie, dużo się naczytałem o porcie lotniczym na wyspie i warunkach w jakich piloci muszą tu lądować. Jednak w moim przypadku nic takiego się nie odbyło. O 9:30 łapię Aerobus łączący lotnisko z największym miastem – Funchal i okolicznymi hotelami. Cena biletu w 2 strony to 8€. Wysiadłem na przystanku centrum i powędrowałem do Phil’s Haven Hostel oddalonego o 2km mojego przystanku. Dlaczego właśnie ten hostel? W serwisie Booking.com ma świetne opinie, średnia ocen to 8.5, oraz był bardzo tani, co mi, studentowi bardzo odpowiadało. Za 6 nocy zapłaciłem 62,4€. W okolicach 11:30 byłem już zameldowany i wyruszyłem na z powrotem do centrum polować na wycieczkę w poszukiwaniu delfinów. Udało mi się znaleźć 3 godzinny rejs katamaranem Sea Pleasure w cenie 35€. Check-in na przystani był o 14:30 więc miałem trochę czasu na poszwendanie się po mieście oraz zjedzenie obiadu w  mojej ulubionej restauracji na każdym wyjeździe (Mc). W czasie rejsu udało mi się dostrzec parę grup delfinów i je sfotografować. o g 18 zawitaliśmy do portu i wyruszyłem w drogę do hostelu, zahaczając o supermarket Continente i kupując trochę jedzenia na kolację i następny dzień.

Dzień 2

Rano zostałem mile zaskoczony, ponieważ w hostelu było serwowane śniadanie, o którym wcześniej nie wiedziałem, w serwisie booking nie było o tym wzmianki. Z rana wybrałem się na lokalny market by pooglądać różne przysmaki lokalne. O g. 10 miałem zaplanowany kurs autobusowy linii 56 od firmy Carros de Sao Goncalo do miejscowości Ribeiro Frio.  Na Wyspie jest kilku operatorów autobusowych, którzy swoim zasięgiem ogarniają różne części wyspy. Nie miałem większego problemu ze znalezieniem dworców autobusowych, gorzej było ze znalezieniem odpowiedniego przystanku autobusu miejskiego, gdyż różne linie zatrzymują się na różnych przystankach. Po dotarciu na dworzec przeraziłem się ilością osób jakie czekały na ten sam kurs co ja, przewyższała ona liczbę dostępnych miejsc w standardowym autobusie. Ucieszyłem się gdy zobaczyłem, że kilka autokarów ma ten sam numer i wszystkie będą jechać w to samo miejsce, sam dostałem się dopiero do trzeciego z nich. O 10:40 dotarłem na małej wioski w środku gór i wyruszyłem krótkim (1,5km) szlakiem PR11 – VEREDA DOS BALCÕES , zakończonym punktem widokowym. Szybko powróciłem do miejsca początkowego w Ribeiro Frio i o 12 wyruszyłem docelowym na dziś szlakiem PR10 – LEVADA DO FURAD zachwycając się subtropikalnym wilgotnym lasem. Niestety, choć nie padało to chmury były nisko osadzone i zasłaniały widoki. Wiedząc, że szlak ma 11km i mając 4 godziny do autobusu po drugiej stronie szlaku, wziąłem nogi za pas maszerowałem. Czasu okazało się wystarczająco, nawet na znalezienie jednego z GeoCache po drodze.  O 16:05 złapałem busa nr 53 z miejscowości Portela od korporacji SAM i o 17:20 byłem już w Funchal.

Dzień 3

Pierwszy dzień z samochodem. Jako, że nie posiadałem wtedy karty kredytowej miałem trochę ograniczony wybór w firmach, które wypożyczają samochody za gotówkę. Po krótkim researchu w internecie zaryzykowałem i zamówiłem samochód od firmy Funchal Car Hire,  Renault Twingo 1.0 lub podobny za 87,5€ za 3 dni ( 15% płatne przez internet przy rezerwacji, reszta gotówką przy odbiorze auta). O godz. 8 pod hostel podjechał przedstawiciel wypożyczalni z samochodem. Był to Nissan Micra z  2011 roku z tylko 2,5 tys km przebiegu. 5 letni samochód i taki przebieg i to w wypożyczalni to bardzo dziwne ale nie wnikałem. Po za tym spisał się bardzo dobrze i ani razu przez te 3 dni użytkowania mnie nie zawiódł, choć czasami miał problem z podjechaniem na co bardziej strome wzniesienie. Punkt 9 dojechałem do punktu widokowego Eira do Serrado i podziwiałem Nuns Valley, dolinę do której jeszcze do nie tak dawna można było dojechać tylko za pomocą osła lub pieszą, a która służyła za kryjówkę floty przed piratami w 1566. Dalsza podróż prowadzi mnie wzdłuż chmur na drugi co do wysokości szczyt wyspy Pico do Areeiro na który docieram o 10:30. Aż pod sam punkt widokowy prowadzi dobra asfaltowa droga, a obok znajduje się stacja meteorologiczna. Stąd można dojść do najwyższego szczytu Pico Ruivo szlakiem PR1 – VEREDA DO AREEIRO, który jest oznaczony jako ciężki. Pokonałem tylko część tej trasy dochodząc do tunelów i wróciłem na pierwszy szczyt. Szczególnie polecam ten fragment szlaku do robienia sobie zdjęć, gdyż w pewnym momencie mamy po dwóch stronach przepaść, a w tle widoczny jest szczyt. Moim następnym punktem wyprawy był półwysep Ponta de São Lourenço i szlak PR8, dotarłem tam samochodem o 14:15. Pozycja również obowiązkowa podczas wizyty na Maderze, zdjęcia krajobrazu mówią same za siebie. Szlak pokonałem w 2 godziny i powróciłem do Funchal.

Pico do Areeiro

Dzień 4

Punkt 8 wyjeżdżam do Achada do Teixeira i docieram tam po 9. Stąd rozpoczyna się szlak PR 1.2 – Verada do Pico Ruivo. Jest to najkrótszy szlak prowadzący na najwyższy szczyt wyspy, ma niecałe 3km i jest bardzo łagodny. Pogoda nie dopisała, było pochmurno i mglisto, ale bez tragedii. O tej godzinie spotkałem dosłownie 5 osób na szklaku. Trasę na szczyt i z powrotem udało mi się wykonać w półtorej godziny (5,5km) i o 11 byłem już w samochodzie. Kolejnym punktem programu był szlak PR 9 – Levada do Caldeirão Verde rozpoczynający się w w parku Queimadas z charakterystycznym domkiem jak z bajki. Aby tam dotrzeć zjechałem trochę ze szczytu i z powodu trudności w znalezieniu dojazdu do parku (Mapy googla i nokii HERE pokazywały 2 różne miejsca trafiłem do innego miejsca: Pico das Pedras. Wg. planszy wejściowej po drugiej stronie 2 kilometrowej trasy powinienem trafić do wspomnianego wcześniej domku i tak też się stało i o godz. 12 rozpocząłem już wędrówkę szlakiem PR – 9. pokonując 6,5km parę tuneli w których trzeba na prawdę uważać na głowę doszedłem do 100m wodospadu. Podstawowy szlak tutaj się kończy jednak tuż obok widać kolejny znak PR9 prowadzący do Caldeirao do Inferno, oddalony o 2,2km. O ile na pierwszej części szlaku spotykałem jakieś grupki ludzi, to na drugim już nie spotkałem nikogo, i gdyby nie to, że ścieżka jest otoczona barierkami (które zresztą mają już parę lat i nie zaufałbym im by się o nie opierać) to myślałbym, że się zgubiłem. Niestety nie wiem czy doszedłem do samego końca szlaku ponieważ po pokonaniu około 2km, napotkałem wodospad, ale nie był on w żaden sposób oznaczony, był brak jakichkolwiek znaków, a levada która od niego odchodziła „trochę” wystąpiła ze swych brzegów podmywając dalszą trasę, która nie wiem czy była częścią szlaku. Przed 17 wróciłem do samochodu pokonując łącznie około 20km na szlaku. Wg mojej oceny, był najbardziej ciekawy szlak jaki pokonałem podczas całego wyjazdu, niesamowite uczucie wędrowania po subtropikalnym lesie.

levada do Caldeirão Verde

Dzień 5

Ostatni dzień z samochodem, zacząłem od odwiedzenia Cabo Girao – jednego z najwyższych klifów europy (580m. npm.), na którym zamontowany jest półprzezroczysty taras. Byłem tam o 8:40 jeszcze zanim tłumy turystów zdążyły zjeść śniadania w hotelach i tez się tu wybrać. Następnie wybrałem się w kierunku Levad 25 fontann, zalcizając po drodzę kilka punktów widokowych. Pod miejscem startowym byłem o 9:50 i rozpocząłem wędrówkę PR 6 i PR 6.1 (LEVADA DAS 25 FONTES/LEVADA DO RISCO) wśród podobno najpiękniejszych levad na wyspie (Jednak moim zdaniem Levada do Caldeiro Verde jest fajniejsza). Są to 2 szlaki, które początkowo biegną wspólnie, a następnie się rozdzielają i oba kończą się wodospadami. Tutaj już mijałem grupki turystów z przewodnikami, szczególnie podczas mojej drogi powrotnej. O 12:20 już byłem z powrotem przy samochodzie i wyruszyłem na północ wyspy do miejscowości Porto Moniz w której znajdują się naturalne baseny morskie, zazwyczaj otwarte w godzinach 10-17:30 i kosztujące 1,5€ od osoby. Jednak mój pech chciał, że trafiłem na sztormowe fale i baseny były zamknięte, więc mogłem tylko nacieszyć się widokami. Kolejnym punktem programu  o g. 14 była miejscowość Sao Vincente i muzem w jaskiniach pomagmowych opisujące historię powstania wyspy (cena wstępu to 8€). Po muzeum postanowiłem przebić się na południe wyspy do miejscowości Calheta, w której nie znajduje się jedna z nielicznym piaszczystych plaż na wyspie. Nie jest to może jedna z najlepszych plaż na świecie, ale zawsze to lepsze niż nic. ( o wiele lepsze plaże podobno znajdują się sąsiedniej wyspie Porto Santo). O godzinie 16:40 wyruszyłem na najbardziej wysunięty fragment wyspy na zachód (Ponta do Pargo) by obejrzeć z niego zachód słońca (Najbliższy ląd na zachód to Bermudy ;)).

Cabo Girao

Dzień 6

W ten dzień zostawiłem kluczyki do samochodu na portierni hostelu i osoba reprezentująca wypożyczalnie miała się po niego pojawić. O 9:35 łapię bus nr 20, który zawozi mnie do dzielnicy Monte w której znajduje się Pałac i tropikalne ogrody (cena wejścia: 12,50€). W drodze powrotnej można pokusić się o zjazd tradycyjnymi saniami w cenie 30€, ja jednak wybrałem autobus linii 48 o 12:35, który zawiózł mnie na wybrzeże Funchal i od tej pory już tylko chillowałem nad brzegiem oceanu.

Jardim Monte Palace

Dzień 7 – powrót

O godzinie 10:30 złapałem powrotny aerobus na lotnisko. Kontrola na lotnisku przebiegła bardzo sprawnie i byłem gotowy na wylot o 13:15. W Lizbonie wylądowałem o 14:55. Jako, że pociąg powrotny do miejscowości w której studiowałem miałem po godzinie 19 to wybrałem się jeszcze do oceanarium w Lizbonie

Podsumowanie

Wg tego planu jeśli można by wrócić już 6 dnia jeśli znalazłoby się dogodny lot, lub wcisnąć tu jeszcze jeden dzień jeśli możemy sobie na to pozwolić i wybrać się np na wyspę Porto Moniz.

Inne rzeczy które można zrobić na wyspie ale mi się nie udało lub nie widziałem takiej potrzeby w danym momencie:

  • Zjazd saniami z Monte
  • Kolejka gondolowa
  • Oceanarium i nurkowanie w akwarium
  • Masa różnych innych Levad
  • Sąsiednia wyspa Porto Santo i plaże na niej

Mam nadzieję, że moja relacja przyda się komuś do ułożenia jego własnego planu zwiedzania na wyspie.

Author

Cześć, nazywam się Łukasz i tworzę ten Blog Podróżniczy. Jest mi niezwykle miło Cię gościć. Jestem Cyfrowym Nomadem (Digital Nomad) czyli programistą i podróżnikiem w jednym. Mój zawód pozwala mi pojechać na drugi koniec świata i na co dzień tworzyć soft jako Full stack .NET Developer, a w weekend odwiedzać nowe miejsca i kraje. Mam nadzieję, że spodoba Ci się to co tutaj robię i będzie to przydatne. Po więcej informacji zapraszam do zakładki "O mnie".